by Selene Pią Lut 27, 2015 10:43 pm
- I mam pozwolić na to, byście się przeze mnie narażali?! - krzyknęła.
- Nie rozumiesz moja droga - wtrącił się Rephaim. - Nie narażamy się, bo nas nie tak łatwo unicestwić...
- Byłeś tam? Widziałeś co robią z takimi różnymi istotami? Widziałeś ich możliwości, środki którymi dysponują? Wydaje ci się, że wszystko wiesz? Że...
Rephaim, nagle wysunął dłoń i jednym machnięciem ręki rzucił na Jane zaklęcie unieruchamiające.
- To tez potrafią Jane? Potrafią się przed tym bronić? Przed tym? - dodał, po czym na jej oczach na popiół spalił się wazon z kwiatami. Zdjął z niej zaklęcie, podchodząc bliżej. - Za mało z nami przebywasz, nie znasz naszych możliwości, a ni środków którymi my dysponujemy, a my... nie pozwolimy krzywdzić istot, które na to nie zasługują, w tym takich jak ty.
Jane westchnęła cicho, opadając na fotel. Znów zakręciło się jej w głowie, a jej czoło pokryło się delikatną rosą. Zamknęła oczy nabierając głębiej powietrza i próbując się wyciszyć, przez chwile milczała.
Rephaim z kolei mocno się wystraszył, gdyż nie spodziewał się aż takiej reakcji. Machinalnie znalazł się przy elfce, zerkając ponuro na ojca.
- Nie przywykłem do tak delikatnych istot... cholera jasna - westchnął. - Jeśli tak bardzo nie chcesz, nie poślę tam nikogo - odparł po chwili.
- Poślij... jeśli jesteś pewny, że nikomu nic się tam nie stanie.
- To nie ulega wątpliwości, że nic się nikomu nie stanie - odparł, po czym podszedł do Kateriny, którą wciągnął na swoje kolana, ciesząc się w duszy, że nie musi martwic się o to czy jej nie zgniecie. Pocałował ją w skroń, nadal obserwując Jane. - Mam polecieć po Harleya?
- Nie... to chwilowe, zaraz mi przejdzie.
- Jesteś pewna?
- Taaak - odparła, cicho wdychając.
- Jak dajesz sobie z tym radę? - spytał w myślach ojca. - Musisz ciągle uważać, chociażby aby nie zacisnąć mocniej dłoni. Wyglądasz przy niej jak kogut przy kurczęciu - dodał, wtulając mocniej ukochaną w swoje ramiona. - Oszalałbym...