by Ruda Sro Maj 20, 2015 10:58 pm
Cedric łypnął na Anne kątem oka i wolnym krokiem podszedł do łoża na którym leżał Kalona.
- Co ty robisz? - Lefran spojrzał na niego zdziwionym, a zarazem lekko przerażonym wzrokiem.
- To, co od dawna powinienem - odparł chłopak, po czym dotknął kruka, czując jak po jego ciele przechodzi dziwny chłód i odsunął się na środek pokoju. - Vesmatos transmutare... - mruknął pod nosem. Nagle jego ciało rozbłysło jasnym światłem i zaczęło zmieniać swój kształt. Cedric zaczął robić się wyższy, rysy jego twarzy wyglądały jak u przedwiecznego, a każdy drobny szczegół, zmarszczka, czy włos na głowie, został odtworzony w stu procentowej perfekcji. W jednej sekundzie wstąpiły w niego siły o jakich nigdy nie marzył, gdyż dostał tyle mocy, że poczuł się nieśmiertelny i to dosłownie w tego słowa znaczeniu. Trwało to dłuższą chwilę, lecz kiedy światło zgasło, przed wszystkimi pojawił się drugi Kalona. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu, przenosząc wzrok na Lefrana, któremu dosłownie opadła szczęka.
- Jasna cholera, młody, nie wiem jak to zrobiłeś, ale pełen szacun... - mówił, przecierając oczy ze zdziwienia.
Fałszywy przedwieczny uśmiechnął się do prześmiewcy identycznie jak jego prawdziwy ojciec, kiedy nagle poczuł jak na jego szyję wdziera się przeszywający ból. Chwycił się za kark, doskonale wiedząc co się zaraz stanie.
- Anno... - zwrócił się do blondynki, czując jak rana na jego szyi rozlewa się z każdą sekundą coraz bardziej. - Kiedy to wszystko się skończy i znów stanę się sobą, prawdopodobnie będę nieprzytomny... - mówił, czując jak coraz bardziej opada z sił. - Jeśli możesz... zabierz mnie do sie... - nie skończył mówić, gdyż runął na dywan. Zdążył jeszcze spojrzeć w kierunku Kalony, widząc jak wracają mu siły. To było ostatnie co zobaczył gdyż stracił przytomność.
Lefran już miał się odezwać, kiedy nagle do jego uszu doszedł trzepot ogromnych skrzydeł.
- Słyszę smoka.. - mruknął cicho, po czym machnął dłonią, szybko przykrywając wciąż nieprzytomnego ojca kocem tak, że nie było go widać i rzucił na niego zaklęcie maskujące.
<--------- ??? / Samael
Conor pod postacią smoka przyleciał pod zamek przedwiecznego. Wyczuwając elfkę oraz Kalonę i Evę, których ciała ogarnęło ukąszenie, wzbił się na wysokość głównej komnaty i wolno młócąc skrzydłami, spojrzał do środka.
- Już czas... - mruknął niskim barytonem, nie odrywając wzroku od Jane i wylądował na tarasie, czekając na kobietę oraz nieprzytomną dwójkę.
- Ją też zabierzesz...? - spytał Lefran, biorąc ukochaną na ręce.
Smok tylko skinął potwierdzająco głową, na co prześmiewca ruszył w jego kierunku wolnym krokiem...