by Nyks Nie Kwi 19, 2015 10:00 pm
- Nic na siłę - mruknął jeden z obecnych prześmiewców, kiedy Murat powiedział, że nie leci po elfki a jedynie za Glorią. - Z chęcią ci potowarzyszę, tak swoją drogą - dodał, tajemniczo się uśmiechając, a ledwie tylko skończył mówić, a Ferran zaczął prawić to, co prawić zapewne od dłuższego czasu chciał.
Seneca zerknął na Vincenta, również wzruszając w bezradności i niedowierzaniu ramionami. Kiedy Włoch mówił, bracia zerknęli po sobie, po czym spojrzeli na nabuzowanego prześmiewcę i na ojca, który z kolei wydawał się być niewzruszony jakkolwiek. Jedną ręką wciąż tulił Jane, a drugą oparł o fotel, wspierając na dłoni głowę, mierząc prześmiewcę spojrzeniem spokojnym, wyważonym i nie wyrażającym nic. Miał mu już coś nawet odpowiedzieć, jednak ten szybciej znikł, niż brunet nawet otworzył usta. Westchnął cicho, kręcąc w niedowierzaniu głową. Zapewne jego synowie spodziewali się nieco bardziej... widowiskowej reakcji, w której znalazło by się zarówno przemeblowanie twarzy Ferrana jak i zmiana wystroju zamku, acz to, iż jego ukochana wciąż siedziała mu na kolanach, sprawiło iż musiał się opanować.
- Wiem, że nie wszyscy z was są... - zastanowił się chwilę, jakby miał zakończyć to zdanie. - Usatysfakcjonowani z mojego wkładu w wasze życie - kończąc tak to zdanie, zerknął po prześmiewcach, wciąż spokojnym spojrzeniem. - Wiem, że niektórzy woleli by nawet nie znać mojej nie tak znowu skromnej osoby, acz jednak wciąż jestem dla was tym, kim jestem. Tego nikt nie zmieni - zamyślił się na chwilę, milcząc przez chwilę. - Czasy się zmieniają. Ludzie, w tym my, również. Nie winię go za te słowa, każdy z was może mi to zarzucić... - wzruszył całkiem niewinnie ramionami. - Jedyne co pozostaje, to liczyć na to, że nic nie zrobi tej kobiecie. I gdy uzna, iż będzie lepiej dla niej być tutaj, z pozostałymi, po prostu ją tu przyprowadzi - westchnął cicho, przesuwając dłonią po twarzy. - Jednak ma swój rozum, chyba wie co robi...
<--- Dom / Esther
Druidka, idąc wolno ogrodem, zerknęła w niebo na szybko wylatującego prześmiewcę, który skierował się gdzieś do budynku nieopodal. Zmarszczyła czoło, chwilę obserwując mężczyznę, po czym weszła do środka i pewnym siebie krokiem skierowała się do salonu. Tam ustała w drzwiach, zerkając na Kalonę pytająco.
- Czyżbym po raz pierwszy zdaje się była spóźniona? - zapytała się, z niewielkim uśmiechem na ustach.
- Witaj matko. Tylko na ciebie czekamy - odparł Henrik, zerkając na druidkę. - I tak przy okazji, gdzie jest ojciec?
- Jest... niedysponowany - Esther odparła mu wymijająco.
- Nie. Nie jesteś spóźniona, a obiad za chwilę podadzą - wtrącił się przedwieczny z niewielkim uśmiechem. - To jest Esther Mikaelson, moje drogie. Matka pierwotnych wampirów - przedstawił kobietę elfkom. - Zdaje się, moja droga, iż znasz już większość z obecnych, jeśli nie licząc elfek. Amelia - wskazał odpowiednią - Lydia - i ją wskazał gestem - i mój dar od losu, Jane.
- Miło was poznać - druidka skłoniła się nieznacznie.