by Nyks Nie Kwi 19, 2015 2:17 pm
- Nie długo, w istocie. Mniej więcej tydzień. - Rebekah uśmiechnęła się do Jane, skinąwszy głową, i puszczając Mily perskie oko.
Ron również miał coś odpowiedzieć Muratowi, gdy nagle rozległa się kolejna sprzeczka braci. Shikamaru słysząc, iż mowa o nim, tym bardziej wytężył słuch, by dowiedzieć się o samemu sobie czegoś nowego. Pozorując znudzenie, oparł ramię o podłokietnik, a na dłoni wsparł głowę, unosząc brew. Właśnie doszedł mu kolejny powód, by sprać Lefrana, ale przecież nie będzie robił problemów tam, gdzie ich robić nie potrzeba. Słysząc kroki, uśmiechnął się tajemniczo, przygotowując się do ewentualnego naskoczenia na brata, jakby znów zaczął sobie z nim próbkować. Już miał co najmniej dwa powody, by obić mu szczękę. Coraz to bardziej sobie próbkował, jednak zarówno Japończyk, jak i pozostali bracia cierpliwie znosili jego zachowanie. Po prawdzie i tak nie mieli wyboru, bo na Lefrana nie było mocnych. No, może jednak jedna osoba mogła go utemperować, jednak tej jeszcze na zamku nie było.
- Często tak? - zapytał się Actus, który pierwszy raz słyszał przekomarzanie się prześmiewców. Zwykle bowiem był przy krótkich sprzeczkach matki z wujem, kiedy ten wpadał z Emily w odwiedziny.
- Nie rzadziej, niż ja z Nikiem - odparła mu Rebekah z cichym westchnieniem, zerkając przy tym na brata kątem oka. - Prawda braciszku? - posłała mu uroczy do bólu uśmiech.
- Polemizował bym... - Klaus zerknął na siostrę spod oka, po czym przeniósł spojrzenie na Kalonę. - Lefran od zawsze był tak... żywy? - zapytał się zaciekawiony.
- Od zawsze... - cicho westchnął przedwieczny, zerkając na Klausa spod oka. - Acz może to i dobrze. Wprowadza powiew pozytywnej energii swoją osobą - dodał, z niewielkim uśmiechem.
- Tak, bez wątpienia to dobrze - mruknął Shikamaru. - Tylko niech zejdzie ze mnie, grzecznie mu radzę... - dodał, unosząc wyzywająco brew. - Póki mam jeszcze tą krztę cierpliwości, by go znosić... - wziął głęboki oddech, w zamyśle oczyszczający z nadmiaru złości.
- Obawiam się, że będziesz musiał ją uzupełnić, skoro została tylko krzta... - mruknął Seneca, zerkając na niego spod oka. - Daj już spokój i sam zejdź z czubka własnego nosa, poszerzając pole swojego widzenia poza niego, hmm? - uniósł brew, mierząc go spojrzeniem, a ten skwitował to pokazaniem środkowego palca.
- Uspokójcie się, na Boga... - westchnęła Maya, kręcąc w niedowierzaniu głową.
- Jesteśmy spokojni. Aż nazbyt - Shikamaru trącił ją delikatnie w ramię, na co Indianka oddała mu kopniakiem trafiając w kostkę, jednak jej kopniak był mocniejszy od żartobliwego pyrgu prześmiewcy, po czym zerknęli na wchodzących do salonu prześmiewców. - Hej Lefran. Budyń czy kisiel, wybieraj - zagadnął, unosząc wyzywająco brew, a Ron parsknął stłumionym śmiechem. - Hej Vincent - przywitał się z kolejnym bratem. Pozostali również przywitali się, acz jedynie skinieniem głowy.
<--- ??? / Aaron i Henrik
Do zamku, niedługo po tej rozmowie, weszły kolejne pierwotne wampiry, które nasłuchiwały rozmowy po drodze przez korytarze.
- Jak zawsze musimy trafić w sam środek sprzeczki - westchnął Henrik, wchodząc do salonu i opierając się nonszalancko o framugę. - Potrzeba wam negocjatora? - zagadnął zaciekawiony, bowiem w tym akurat całkiem nieźle się by sprawdził.
- Poradzimy sobie, acz dziękujemy za propozycję - mruknął Japończyk, zerkając na niego spod oka. Przedwieczny zerknął na wampiry, które, jak poprzednie, zobowiązał się przedstawić.
- Aaron i Henrik Mikaelsonowie - przedstawił ich króko. - Panowie, sądzę, że większość tu obecnych znacie, acz z pewnością nie znacie tej wyjątkowej istoty w postaci Jane. - Przesunął delikatnie dłonią po jej ramieniu. - I, uprzedzając wasze pytania - dodał, widząc zmarszczone czoło Henrika - owszem. Jane jest w ciąży.